…Co to będzie, co to będzie?”

W kulturze polskiej od czasów pogańskich istniał zwyczaj „Dziadów” - przywoływania dusz zmarłych do świata żywych. Któż o tym dziś pamięta? Tylko uczniowie, zmagający się z mrocznym dramatem Adama Mickiewicza na lekcjach polskiego. W „realu” zamiast Dziadów mamy Halloween. Halloween przybyło też do naszej szkoły i to już 30 października, a więc dzień wcześniej niż oficjalny wieczór duchów, wampirów i innych przerażających kreatur. Nasze święto nie było straszne, krwiożercze i ponure. Uczniowie wykorzystali pomysł samorządu szkolnego na dobrą zabawę i urozmaicenie szkolnej codzienności tym chętniej, że za przebranie byli zwolnieni z odpowiadania na lekcjach.

Od rana dominował w szkole kolor czarny. Wiedźmy, wróżki, czarownice, szkieletory, wampiry, frankensteiny i anonimusy krążyły po korytarzach wydając przeraźliwe dźwięki (jeśli chodzi o wrzaski, to był to typowy dzień). Niektórzy próbowali czarować magicznymi różdżkami, widzieliśmy też jednego osobnika, który próbował wznieść się na miotle w powietrze, ale bez większego sukcesu. Był konkurs dekoracji klasowych, konkurs lamp dyniowych i konkurs na najbardziej pomysłowe przebranie. Uczniowie zamienili tradycyjne bluzy i jeansy na niesamowite stroje, pokazując inną stronę swojej osobowości – pełną fantazji i dystansu do siebie. Natomiast nauczyciele rozczarowali. Oprócz pana od francuskiego i pań od zerówki, nikt się nie przebrał.

No i cukierków nie było.